Rocznik 1957-wspomnienie po spotkaniu z okazji 50.lecia
Czy łatwo jest nawiązać kontakt z kimś kogo nie widziało się pół wieku? Jadąc do Zakopanego nie byłem pewien jaka może być odpowiedź na tak postawione pytanie. Po spotkaniu maturzystów z 1957 roku odpowiedź jest prosta. Nawiązanie kontaktu okazało się zdumiewająco łatwe. Gorzej było z rozpoznawaniem się na nowo. Nie ma co ukrywać, wszyscy nieco się zmieniliśmy, więc na wszelki wypadek od razu i bez pytania przedstawialiśmy się sobie z imienia i nazwiska czemu towarzyszyły często okrzyki radości i zaskoczenia, bo na ulicy minęlibyśmy się i nie wiedzieli, że otarliśmy się o własną przeszłość. Dalej było już dobrze a nawet coraz lepiej. Tajemnica tego bardzo udanego spotkania polega chyba na tym, że wszystkim udało się przerzucić pomost nad półwieczem jakie upłynęło od naszej matury i odtworzyć koleżeńskie więzi z dawnych lat. Ale jednocześnie wcale nie było tak, że każda rozmowa zaczynała się od sakramentalnego -„a pamiętasz jak…” Zakoczyło mnie, że nawet w rozmowach dotyczących bieżącej rzeczywistości, zarówno tej politycznej jak i gospodarczej, wszyscy, jak gdyby z góry przyjmowali założenie, że solidarność koleżeńska sprzed 50-ciu lat jest nadrzędna w stosunku do ewentualnej różnicy zdań. Nie wyczułem też żadnej niechęci czy zawiści zrodzonej z tego, że jednym udało się lepiej a innym gorzej. Połączyła nas dobra pamięć o czasach, kiedy byliśmy bardzo młodzi i żyliśmy w Zakopanem wprawdzie znacznie biedniejszym od dzisiejszego, ale w naszym, bo w tamtym Zakopanem było dużo wolnej przestrzeni, niemal każdy znał każdego, a Krupówki w „martwym sezonie”, którego dzisiaj właściwie już nie ma, przemierzali wyłącznie Zakopiańczycy. „Byli chłopcy byli, ale się minęli…”
Krzysztof Wojna, 2007